Przeglądaj

Ostatnie zgłoszenia

Teraz wyświetlane 1 - 6 z 6
  • Pozycja
    Mixer magazyn studentów nr 61, marzec 2013
    (2013) Saskowski, Maciej
    „Girl Power” …Siedziała w izbie oddzielane groch od popiołu, aż któregoś dnia rzuciła rzeszoto, wybiegła na ulicę i krzyknęła: - jestem wolna! Mogę robić co zechcę! Ludzie przystanęli i patrzyli jak zrzuca z siebie ubranie, a gdy poczuła się dostatecznie wyzwolona z odzieżowych konwenansów. potrząsając biustem częściowo z dumy, a częściowo z chłodu, dodała: Od dziś będę się tytko bawić! Nikt i nic mnie nie powstrzyma przed niczym! Kobiety górą! Kopciuszki wszystkich krajów, przyłączcie się! I kopciuszki pobiegły jak w dym.
  • Pozycja
    Mixer magazyn studentów nr 64, czerwiec 2013
    (2013) Saskowski, Maciej
    Drodzy czytelnicy. Nasza gazeta powstała w trudach i mękach, ale powstała. Przez wiele miesięcy sztab ludzi w pocie czoła pracował nad tym, aby ostateczny kształt Mixera był jak najlepszy. Mixer jest dowodem na to, że wszystko jest możliwe, jeśli tytko tego chcemy i wierzymy w to, co robimy. Od takiego wstępu zaczynał się pierwszy tekst w historii naszego pisma. Przez 10 lat Mixer do tych uwag się stosował: Towarzyszył studentom Krakowskiej Szkoły Wyższej i a później Krakowskiej Akademii w dniach ich sukcesów - chwaląc, co zawsze czyni się z przyjemnością, ale i w dniach klęsk - ganiąc, co zawsze przychodzi z ciężkim sercem. Usiłował edukować, tłumaczyć, polemizować - z czytelnikami, studentami, wykładowcami, z Mixera „zwolennikami” i z osobami „Mixerowi wrogimi” Teraz na 10, rocznicę naszych urodzin, przygotowaliśmy dla Państwa wydawnictwo wyjątkowe, bo będące świadectwem współistnienia Krakowskiej Akademii i Mixera. Zasadnicza część albumu to subiektywny, bogato ilustrowany wybór najważniejszych zdarzeń z historii przedstawianych na łamach naszej gazety. Pełen cytatów, wspomnień, relacji z dni przeszłych, a także tekstów pisanych z perspektywy dnia dzisiejszego. Oprócz tego prezentujemy pełny skład redakcji Anno Domini 2013. Z pięknymi podziękowaniami za to, że towarzyszyliście nam przez te minione 10 lat i wciąż z nami jesteście - zapraszam do lektury.
  • Pozycja
    Mixer magazyn studentów nr 63, maj 2013
    (2013) Saskowski, Maciej
    Nieustająca popularność tanecznych gatunków muzycznych i coraz większa liczba lokali na klubowej mapie zamykają buzie tym, którzy w dubbingu widzą modę jednego sezonu. Klubowy karnawał trwa i raczej nie zanosi się na to, by młodzi się od niego odsunęli. Dziś, gdy muzyka taneczna zaczęła wypierać z rynku rock i pop, dj stał się idolem, klub - sanktuarium, a definicja dubbingu trafiła do słowników; można pokusić się o wiarygodne sportretowanie życia imprezowych hedonistów. Dla amatorów klubowego szaleństwa równie ważne co sama zabawa są rytualne przygotowania do imprezy, dobór garderoby, wspólne wypicie kilku piw w pubie przed balangą czy wreszcie tzw. afterparty nad ranem, u któregoś ze znajomych. Fenomen zjawiska dubbingu tkwi w jego odporności na ideologiczne naciski- W przeciwieństwie do np, punka, wyznawców kultury klubowej nie łączy potrzeba buntu. Bo przeciw komu i czemu mieliby się buntować? W iluzorycznym świecie, ograniczonym ścianami klubu i działaniem narkotyków, młodzi hedoniści są bezpieczni i odporni na wszelkie wpływy. Bliskich szukają w takich jak oni sami klubowych maniakach, z którymi nie dość, że będą szaleć całą noc na parkiecie, to jeszcze wspólnie doszukają się narkotycznych podtekstów w Gwiezdnych wojnach. Władzę nad nimi sprawuje nie państwo, szkoła czy rodzina, ale dj. Względnie bramkarz, który może odmówić wejścia do klubu. Po dwudniowym imprezowaniu klubowicze powracają na łono rodziny, Marazm po weekend owego poniedziałku, bolesne powroty do rzeczywistości, taneczny rytm dudniący w uszach jeszcze długo po imprezie, euforia przeradzająca się w paranoję, absurdalne rozmowy towarzyszące paleniu marihuany - dubbing może budzić kontrowersje, ale ile w nim prawdy o naszych czasach.
  • Pozycja
    Mixer magazyn studentów nr 62, kwiecień 2013
    (2013) Saskowski, Maciej
    Ukształtowana w okresie mioceńskim (najprawdopodobniej około 12 milionów lat temu) obszerna jaskinia pod Wawelskim Wzgórzem, jak chce Legenda, była wczasach księcia Kraka siedliskiem smoka. Po raz pierwszy wzmianka o wawelskim smoku pojawia się w Kronice Polskiej krakowskiego biskupa Wincentego Kadłubka. Zwierzę to, nazywane przez Mistrza Wincentego „całożercą“ miało niepohamowany apetyt: „Żarłoczności jego każdego tygodnia według wyliczenia dni należała się określona liczba bydła. Jeśliby go mieszkańcy nie dostarczyli (...) to byliby przez potwora pokarani utratą tyluż głów ludzkich” Po nieudanych próbach walki wręcz, synowie Kraka podsuwają smokowi skory bydlęce wypchane zapaloną siarką, od których potwor dusi się i zdycha, Pokonawszy bestię, młodszy syn zabija starszego i obejmuje królestwo. Na skale nad jaskinią wzniesione zostaje miasto. „Niektorzy nazwali je Krakowem od krakania kruków, które zleciały się tam do ścierwa potwora" Tyle Kadłubek. W wydanej W roku 1550 w Bazylei Kosmografii Sebastiana Munstera znajduje się najstarsze przedstawienie Smoczej Jamy oraz jej lokatora, Na drzeworycie tym, bestia wypełniająca niemal cały otwór jaskim, udania się za owcami i pilnującym ich pastyszkiem, Ludowa wersja legendy jako zabójcę smoka wymienia zdolnego pirotechnika amatora, szewca Dratewkę. W XVII wieku w Smoczej famie otwarto niezmiernie popularny lokal gastronomiczny, który działał z przerwami aż do lal siedemdziesiątych następnego stulecia. Dogodne położenie wśród zabudowań Podzamcza, rozciągającego się poniżej Wawelskiego Wzgórza, dzielnicy zamieszkiwanej przez rybaków i służbę dworską, zapewniało stały dopływ amatorów mocnych trunków, a takie klientów funkcjonującego w niej domu publicznego, nazywanego wówczas zamtuzem. W wieku XIX Smocza Jama popada w zapomnienie, a po zajęciu Krakowa przez Austriaków i przekształceniu Wawelu w cytadelę, staje się miejscem trudno dostępnym, odwiedzanym tylko przez nadzwyczajnych gości (np, w 1851 r. przez cesarza Franciszka Józefa). Po odzyskaniu niepodległości jaskinię udostępnia się zwiedzającym. W 1972 r, przed wejściem do groty ustawiona zostaje odlana z brązu rzeźba smoka, autorstwa Bronisława Chromego. Z paszczy posągu co kilka minut bucha ogień (w czasie stanu wojennego, smok nie „ział ogniem", bo z oszczędności odcięto gaz. Kilka łat temu twórcza inicjatywa krakowskich graficiarzy przyćmiła jednak swym rozmachem nie tylko wszystkie dotychczasowe działania Smoka, ale także stała się koleiną artystyczną wizytówką miasta, Niedaleko miejsca, w którym rzeka Wilga wpada do Wisły, na murze Bulwaru Wołyńskiego, powstał bardzo ciekawy mural, o którym, do tej pory, wie niewielu krakowian. Jest to smok wawelski, którego postać została stworzona poprzez złożenie elementów architektonicznych miasta Krakowa, Jego nos to Kaplica Zygmuntowska, na ogonie możemy podziwiać dawne, nieistniejące już baszty z murów obronnych, a grzbiet składa się m.in. z Barbakanu, Bramy Floriańskiej i fasad i krakowskich kościołów. Mural został wykonany z okazji parady smoków, która co roku organizowana jest w Krakowie. Z czasem mural trochę zbladł, ale wciąż miło się na niego patrzy, Jest tak niezwykły że nawet wandale dali mu spokój. No coż, najwyraźniej z Bulwarem Wołyńskim im nie po drodze. Przynajmniej od tej właściwej strony. Mam wrażenie, że nie tylko wandale tak mają, bo o smoczym dziele niewiele się słyszy.
  • Pozycja
    Mixer magazyn studentów nr 60, luty 2013
    (2013) Saskowski, Maciej
    Pierogi Kulinarny przewodnik po Europie nie może pominąć dania, wspólnego dziedzictwa Słowian, o które poszczególne narody, regiony, miasta toczą zawzięte spory, a które pojawia się i znane jest w różnych formach, odmianach i pod różnymi nazwami - od rosyjskich pielmieniów, przez ukraińskie perożky, po polskie pierogi stały się popularne i rozpełzły się po świecie, z postnej piątkowej potrawy stając się bohaterem festiwali w Ameryce i Europie, specjalnością wielogwiazdkowych luksusowych restauracji, wybrykiem bogatych snobów Na szczęście nie straciły swojej plebejskiej natury, pozostając w jakiś sposób uosobieniem wschodnioeuropejskiej zapobiegliwości: są przykładem możliwości połączenia w sobie dwóch podstawowych i najtańszych, a zarazem najbardziej energetycznych składników tych terenów: ciasta i ziemniaków, które przecież są bazą i podstawą, każde z osobna, diety tych rejonów. Teraz, czasem z udziałem kaszy, śmietany i słoniny, czasem cebuli i kapusty, stanowią całość, doskonałą całość, będącą połączeniem mocy i smaku. Nie będę próbował tu tworzyć ryzykownej i pretensjonalnej mitologii pierogów, które są tylko daniem. Nie wiem, czy można im przypisywać jakąś wschodnioeuropejską metafizykę - byłoby to raczej w złym guście. Ale gwoli sprawiedliwości należy przytoczyć zdania pierogowa tych mistyków, głoszących, że ich forma doskonale oddaje słowiańskiego ducha, zalepionego ciastem z zewnątrz i pełnego zaskakującej treści w środku. Nafaszerowanego czymś, czasem czymkolwiek, czasem na ostro, czasem na mdło. Chłopska skrytość, chytrość i skrzętność pod miękką, klejoną z ciasta, powłoką. Ciasto może być figurą słowiańskiej powierzchowności, słowiańskiej egzystencjalności, natomiast farsz będzie obrazem słowiańskiego ducha. Kapusta z grzybami. Słoninka i mielone płucka. Polska jako pieróg, ogromny pieróg Ukraina. Chyba me należy wyciągać z tego zbyt daleko idących wniosków ani interpretować tych symbolicznych twierdzeń. Wnioski bowiem mogłyby być przerażające. Jedno wiemy na pewno: pierogi nadają się do spożycia po ugotowaniu, a poza tym, co także można różnie interpretować w odniesieniu do tożsamości słowiańskiej, występują zawsze w wielkiej liczbie, drużynami, pułkami, dywizjami - niemal nigdy pojedynczo. W odróżnieniu od zachodnioeuropejskich indywidualistów kulinarnych, pierogi są zawsze zbiorowością, kolektywem, niewiele różnią się od siebie. W tym miejscu powinien pojawić się Gombrowiczowski traktat przeciw pierogom, jako i emanacją masy, antyindywidualistycznej koncepcji zbiorowego żywienia, ale nie jestem pewien, czy Gombrowicz nie lubił czasem pierogów. Byłoby to z zresztą doskonale w jego guście - spotkanie niższego z wyższym: Gombrowicz i miska pierogów z kaszą gryczaną. Takie spotkanie zdarza się tylko raz.
  • Pozycja
    Mixer magazyn studentów nr 59, styczeń 2013
    (2013) Saskowski, Maciej
    Mało brakło, a świat nigdy by o nich nie usłyszał… Bawiąca sio ze starszymi braćmi, kilkuletnia Whitney Houston, wbiła sobie w podniebienie metalowy wieszak i rozcięła gardło. Lekarze cudem uratowali jej struny głosowe, Amy Winehouse, podczas konkursu wokalnego dla młodych talentów, na który zaprowadziła ja babcia, poniosła sromotną porażkę. Powiedziano jej, że jest zbyt młoda i … dziwaczna, Jamesa Deana łączyła z matką niebywale silna, emocjonalna więź. Gdy nie było jej przy nim, popadał w katatonię i nie wychodził z domu. Czy to tylko kwestia przeznaczenia? Czy Judzie-ikony to wybrańcy losu. stworzeni po to, by oddawać im boską cześć i uwielbienie? A może są jedynie marionetkami na usługach bezdusznego marketingu, genialnie wykreowanymi produktami, zaspokajającymi nieustanny głód skandującego tłumu? Co sprawia, że dla jednej osoby miliony tracą głowę? Wykupienie miejscówki w pociągu o nazwie „Sława" oznacza utratę prywatności i brak wytchnienia. Część „pasażerów" - z lepszym lub z gorszym skutkiem - podróżuje nim do stacji końcowej, inni, nie wytrzymując tempa, roztrzaskują się o pierwszą napotkaną przeszkodę. Może niekiedy lepiej wyskoczyć zanim maszyna nabierze zawrotnej szybkości i zniszczy wszystko, co stanie na jej drodze? Nad drzwiami, które zamykają się za każdą blednącą gwiazdą, wisi neonowy, migający szyld z napisem: „Przedstawienie musi trwać” To chyba najbardziej gorzka i cyniczna prawda... Nie należy mieć złudzeń - w tym biznesie nie ma ludzi niezastąpionych. Tłum wielbicieli, który wynosi idola na szczyt, jednym ruchem kciuka może go także stamtąd strącić, a upadek bywa najczęściej bardzo dotkliwy. Dlaczego ikony popkultury spotyka tak okrutny i żałosny koniec? Mają przecież wszystko; talent, urodę, zdrowie, bogactwo i histeryczne uwielbienie maluczkich. Czy bożyszcze tłumów nie mogą wieść życia, które choćby po części było „normalne” i zawsze muszą płacić aż lak wysoką cenę z zamian za popularność? Powszechnie znane są problemy i nałogi, które wyniszczają kochanych przez miliony idoli. Zdjęcia nieprzytomne; od alkoholu, nie mogącej podnieść się z chodnika, Amy Winehouse czy anorektycznej, schorowanej Whitney Houston biły rekordy sprzedaży. A wszystko w myśl zasady - uwielbiam Cię, ale Ty masz w wszystko, ja nie mam nic. więc możesz odrobinę pocierpieć. Spójrzmy w lustro i zadajmy sobie pytanie: Czy los naszych idoli, a tym samym odpowiedzialność za ich sukcesy i porażki nie leżą częściowo w naszych rękach? Ludzie, których nazywamy ikonami, mają wiele wspólnego z tradycyjnymi prawosławnymi symboli wiary: pod łuszczącą się złotą farbą, pokrywającą cudowny obraz, kryje się lo, co najcenniejsze - wciąż pulsujące, prawdziwe, serce,